piątek, 7 czerwca 2013

Konające zwierzę - a miało być tak pięknie...





    Mam ogromne wymagania w stosunku do książek o takiej tematyce. Może (a raczej na pewno) dlatego, że jestem niezmiennie zakochana w "Lolicie" Nabokova (od niej z resztą zaczęła się moja droga z regularnym czytaniem) i szukam drugiego ideału.

   "Konające zwierzę" (oddaję pokłony za tytuł) to studium psychologiczne człowieka, który wraz z nastaniem 60-70 lat zaczyna konać od własnej broni.
Mężczyzna ten jest wykładowcą na uniwersytecie, krytykiem sztuki i amatorem kobiet. Młodych kobiet.
Nie ukrywa, że na sali wykładowej znajduje swoje kolejne 'ofiary', które zaciąga do łóżka na swój autorytet i sztuczki wypróbowane przez lata. Jego świat "wywraca się" gdy poznaje Consuelę - studentkę, ucieleśnienie męskich marzeń. Dziewczynę z ewidentnie jeszcze większymi problemami.
I tu zaczyna się powolne konanie, wyniszczająca obsesja, zazdrość, świadomość własnego wieku i brak zahamowań.

To tyle jeśli chodzi o treść. Zainteresowało Was to? Jeśli tak..poczytajcie dalej.

Książka jest krótka , ma niewiele ponad 100 stron. Była to dla mnie istna męczarnia.
Pierwsze 30 stron pochłonęłam by kolejne 20-30 czytać "co drugie zdanie" i w końcu omijać całe strony.
Nie mogę zrozumieć po co autor wiele razy buduje napięcie by za chwilę wtrącić kilkanaście stron nic nieznaczącego bełkotu o starym znajomym, starych podbojach czy ulubionych nutach Schuberta.
W dodatku fragmenty,które w połączeniu mogły by stanowić jakąś spójną całość są często zwyczajnie obrzydliwe (oszczędzę Wam szczegółów...).
 Możliwe,że autorowi zależało na ukazaniu zwierzęcego instynktu ale Nabokov potrafił zrobić to w taki sposób, że chciało się książkę czytać dalej. A tu, mogłam co najwyżej nic nie jeść przez następnych kilka godzin.

Zakończenie książki...tak bardzo chciałam by się jakoś wybroniła skoro już dotrwałam do ostatnich stron. Nic z tego. Mamy tam ciekawy wątek ponownie ubrany w bełkot,który można skrócić do jednego zdania opisującego wygląd dekoltu Consueli. Makabra moi drodzy.
  Masochistów odsyłam do bibliotek :) a tych, którzy cenią swój czas do innych książek lub...do obejrzenia ekranizacji ( niemożliwe! Obsada świetna, może reżyser opowiedział tę historię lepiej niż sam autor, zdobywa nagrody Pulitzera).


Czytnik Bloglovin

7 komentarzy:

  1. Czytałam kilka lat temu, właściwie zaraz po ekranizacji. Rzeczywiście Elegia została wierniej oddana, niż oryginał ;) Ale ja akurat się nie zawiodłam, bo Roth ma swój specyficzny sposób pisania.
    Nawet żałuję, że kiedyś ją - będąc w przeprowadzkowym szale pozbywania się różnych rzeczy - przekazałam dalej i chętnie chyba znowu zakupię egzemplarz dla siebie.

    ps. Jeżeli ta Ci się nie spodobała - lepiej nie sięgaj po "Kompleks Portnoya" ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. 2 ;) Dzięki Elegii odkryłam muzykę Erica Satie. Piękna, przejmująca, relaksująca.

      Usuń
  2. "Lolitę" też uwielbiam! Masochistką na szczęście nie jestem, więc za tę pozycję podziękuję:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. :) "Kompleks Portnoya" mówisz? Zaraz zerknę co to. Specyficzny sposób pisania,to prawda. Ale mnie zwyczajnie znudził i bardzo irytował :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam opis "Kompleksu..." :) ooooj nie. Podziękuję :PP

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli spodobała Ci się Elegia, polecam...
    http://www.filmweb.pl/film/R%C3%B3%C5%BCyczka-2010-490328
    dodatkowym plusem jest, że muzykę do tego filmu stworzył Michał Lorenc...
    http://www.youtube.com/watch?v=ybs_e-8Ljp4
    Polecam i pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń